Przegląd tygodnia grudniowego

Dobry wieczór, choć już noc zapadła.

Staram się przestawić głowę na tryb pisarski, ale idzie mi ciężko. Wiecie, najlepsze powieści, epopeje, bestsellery pisane były w smutku i niedoli. Mickiewicz płakał za płynącą miodem i mlekiem krainą, prawda? Oczywiście wszystkie moje posty nie były pisane w cierpieniu; nie cierpię, jest dobrze, proszę państwa, życie miodem i mlekiem płynie i o żadnej niedoli nie może być słowa.

Ale czasem większą lekkość ma się w te noce i dni samotne, z odrobiną niewiedzą co nadejdzie jutro i z poczuciem, że „dalej” może już być tylko inaczej.

Teraz jest obok mnie mój człowiek ulubiony; spędziliśmy dobry dzień, nawet łącznie z wizytą w centrum handlowym – da się przeżyć, kiedy leci „I’ll be home for Christmas” a Manufaktura lśni od lampek. Jedliśmy smaczne rzeczy. Pizza na śniadanie, bo przecież nikt nam nie zabroni, ramen na obiad, bagietka z masłem czosnkowym na wieczór. Grzaniec z pomarańczą pomaga się rozgrzać po deszczowej atmosferze. Czyli, ogólnie rzecz biorąc, jest idealnie, weekend jest piękny i jedynym jego mankamentem jest obijająca się w mojej głowie myśl o pracy licencjackiej. O pierwszym rozdziale, na który czas nieustannie się kurczy. Może ta cieniutka niteczka „niedoli” pozwoli mi na lekkość, bo postanowiłam, że zamiast kolejnego przepisu – choć mam ich trochę w zanadrzu – będzie parę rzeczy, które mnie urzekły w tym tygodniu.

Koncert Dawida Podsiadło w Teatrze Wielkim

Zacznę od poniedziałku. A dokładniej od godziny 20, kiedy zasiadłam w pierwszym rzędzie Teatru Wielkiego i zapadłam się na dwie godziny z utworami bliskimi sercu i duszy, patrząc na zdolnego, młodego człowieka, który na Instagramie wyśpiewuje pięknie czołówkę programu kulinarnego „Podkuchciadło” (uwielbiam). Jestem fanką oczywiście nie tylko tych parominutowych kuchennych poradników (pomocnych, oj tak!), ale i samej jego twórczości, dlatego ten przedostatni koncert z trasy Andante Cantabile, prawie grande finale przyprawił mnie o kilka szybszych bić serca, paru ciarek i dreszczy (nie tylko ze względu na klimatyzację w teatrze). Pięknie było i zaskakująco. Było jazzowe i wyrecytowane głosem amanta „W dobrą stronę”; potem wpadła Kasia Nosowska(!) i wykonali wspólnie „Byłabym”. Podsiadło grał na trąbce i wchodził wysokim głosem na ostatnie słowo refrenu „wiatr”. A na koniec… wzruszające „Il mondo”. Zwaliło mnie z nóg, a raczej zwaliłoby gdybym stała. A to wszystko było tak blisko, ta melodia i te słowa wyśpiewane z tak bliska, z tym śmiesznym ni to polskim, ni to włoskim akcentem. Bardzo ładna piosenka to jest. I ładny koncert był.

Gira, il mondo gira nello spazio senza fine
Con gli amori appena nati, con gli amori già finiti,
Con la gioia e col dolore della gente come me!
Nie, tej nocy, kochanie, już o Tobie nie myślałem.
Otworzyłem oczy, aby rozejrzeć się wokół
I wokół mnie kręcił się świat tak jak zawsze.

15259044_1255439291184711_6745939041146896384_n.jpg

Nowości muzyczne

Pozostając w temacie muzyki, chciałabym pokazać Wam to, co płynęło w głośnikach cały ten tydzień. Jest młodziutka (nieważne, że tylko parę lat młodsza, wygląda na co najmniej 15 lat) i ładniutka i nagrała piosenkę z Flirtini na ich trzecią płytę. Krążek jest bardzo ciekawy, bo każda piosenka ma jednego, własnego gościa. Dlatego jest tam Justyna Święs, Ras, Klaudia Szafrańska, SONAR, Piotr Zioła, czyli wszyscy Ci, którzy aktualnie się liczą i chodzą na imprezy do Nieba i Planu B.
Na razie nie wiele jest na Youtube, ale mam nadzieję, że pojawi się więcej. Co do „Na Zawsze” to mówią, że teledysk zbyt hipsterski, że wokalistka jakby niewidzialna, bez charakteru. Ja lubię. Flirtini zawsze daje radę.

Na youtubie pokazał się również nowy album Ten Typ Mesa, „Ała.” Tom Odell zrobił niespodziankę i wydał świąteczną EP-kę – do przesłuchania na Spotify. A od pewnego czasu słucham też „The Growlers”. Początki z nimi były trudne, ale po pewnym czasie spodobały mi się te brudne dźwięki.

Najlepszy ramen w Łodzi

Od dawien dawna chcieliśmy jest z chłopakiem ramen. Może to przez Gonciarza, może przez samą specyfikę ramenu – to tłusty, długo gotowany mięsny bulion ze świeżymi warzywami, makaronem i jajem. Ah, no i na zdjęciach wygląda tak smacznie, że aż burczy w brzuchu. Więc poszliśmy na ramen. I to nie byle jaki! Najlepszy w Łodzi, zwycięzca pierwszego łódzkiego Ramen Festival organizowanym przez jemywlodzi.pl i Kuchnie Świata. I tak oto dotarliśmy na Żwirki 8 do Zielonego Chrzanu. Wzięliśmy tradycyjny i ten wygrany, japońsko-polski, z gęsiną. W tym miejscu powinnam wrzucić nagranie z fanfarami i oklaskami, bo oby dwa okazały się przepyszne. Takie, że marzę teraz o nich. I będę pewno marzyć w każdym poimprezowym dniu i w dniu zimnym i pewno nawet w takim normalnym. Ramen konkursowy był na bulionie wołowo-gęsim, z plastrami wędzonej gęsi, smażonym, chrupkim jarmużem, zieloną fasolką al dente, marynowanymi grzybami i szczypiorkiem. Był robiony na miejscu makaron. I rzodkiewki nawet! Całość wieńczyło jajo idealne, pół miękkie. Micha była ogromna. Już tęsknię …

14592033_345101242527250_5281334976799834112_n

Burek na jarmarku

Poszłyśmy z przyjaciółką na coś do wypicia, do zjedzenia. Łódzka  Piotrkowska lśniła lampkami i świetlnymi śnieżynkami. Początek ulicy dekoruje napis: Kocham Łódź. Oj, nie kocham, ale inni chyba nagle tak, bo ludzi robiących sobie z nim zdjęcie było pełno. Koło OFF Piotrkowska jest zgrabnie ulokowany jarmark świąteczny i ogromna choinka. Na jarmarku typowo, jak to w centralnej Polsce – oscypki! kierpce! żelki! Jakie to logiczne prawda? Ale oprócz tego były też stoiska z winami (koniecznie muszę wrócić po butelkę śliwkowego) i z jedzeniem. Można to sobie wyobrazić – idziemy, idziemy, idę, patrzę, stoję, ucisk w sercu. Burek w centrum Łodzi! Burek (także jako: byrek, börek, boereg, piroq) to ciepły, tłuściutki, złożony z kilku warstw filo rodzaj placka, wypchany serem feta i szpinakiem albo wołowiną i cebulką. Wiadomo, że nie umywa się do tych słoweńskich, prawie bałkańskich. Ale jeśli ktokolwiek z Was przypadkiem się znajdzie na tym śmiesznym małym jarmarku szczerze polecam kupić burek. A potem iść na kilka szotów do Pijalni Wódki i Piwa. Na prawdę.

14723136_207513139700979_4580074852970397696_n15056803_795452777272766_3461163815696072704_n

 

Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć

Premiera tego filmu była już jakiś czas temu, ale mimo, że jestem fanką świata J.K Rowling jakoś nie było okazji na wybranie się do kina. Normalnego oczywiście, bo to w moim mieście oferowało tylko wersję w dubbingu i 3d. A ja chciałam napisy i normalny obraz bez szpanerstwa. Dzisiaj była okazja. Na nowo przeniosłam się do tego magicznego świata i cała sala kinowa mi świadkiem, że ten świat nie zestarzał się razem ze mną i nadal wzbudza te same emocje co wcześniej. Czyli miłość i zachwyt. Rzucali alohomorą i obliviate jak Harry i Ron i Hermiona i był nawet Albus Dumbledore, tak wspomniany tylko, ale był. Duża miłość w stronę twórców ❤

282515_fantastyczne-zwierzeta-i-jak-je-znalezc_900.jpg

To by było na tyle; oby następny tydzień też był tak dobry. Chociaż wątpię. Licencjat czeka. Ah, ciężkie to życie studenta, ciężkie jak cholera!

 

Skomentuj